Akademia MamaPyta.pl


Akademia MamaPyta.pl to projekt skierowany do przyszłych i młodych mam. W ramach Akademii organizowane są bezpłatne cykliczne konferencje w różnych miastach Polski. Podczas spotkań poruszane są zagadnienia dotyczące m.in. odżywiania w ciąży i w okresie laktacji, przygotowania do porodu, pielęgnacji i odżywiania noworodków, szczepień, alergii, a także porad prawnych związanych z narodzinami dziecka.

"Bycie rodzicem to coś więcej niż tylko przeżywanie sielskich chwil rodem z reklamy. Rodzicielstwo to także niepokój, pytania „czy wszystko robię dobrze?” oraz gonitwa myśli, które ciężko poukładać. Wówczas nie pomoże nam wózek za pięć tysięcy, potrzebna jest wiedza – mówi Małgorzata Burda – Orłowska, pomysłodawczyni konferencji dla młodych rodziców. Dlatego postanowiłam stworzyć przestrzeń do rozmów na tematy, które nurtują niemal wszystkich młodych rodziców."

Cóż młodą mamą to ja już nie jestem, ale stwierdziłam, że jeżdżę po Polsce na rożne konferencje, to wypadałby sprawdzić jak to wygląda w rodzinnym Olsztynie. W formularzu uczestnictwa zaznaczyłam, że mam starsze dzieci i chciałabym wziąć udział w warsztatach z racji zainteresowania tematyką... nie chciałam zajmować miejsca młodej mamie, dla której opieka nad dzieckiem to nowa sytuacja... zostałam przyjęta... Ale wiecie co, jest przykre, że na warsztatach było może pi razy drzwi 70 kobiet... a idąc ulicą co druga mijana pani jest w ciąży. Wiele miejsc na sali świeciło pustkami czekając na młode mamy... Szkoda, że tak niewiele ciężarnych wykazało zainteresowanie i dotarło na spotkanie. W Olsztynie dzieje się niewiele, więc czemu tego typu spotkania, bezpłatne spotkania ze specjalistami nie są oblegane? Taka refleksja... Ja poszłam głównie by posłuchać pani Małgorzaty Boreckiej, ale dowiedziałam się, że w Olsztynie jest jedna doula, czego np wcześniej nie wiedziałam. Mogłam spokojnie porozmawiać z panem Pawłem Zawitkowskim o pewnych moich niepokojach związanych z Viktorią i w końcu posłuchać przedstawiciela Banku Mleka... Ale ja mam dwójkę dzieci lat niespełna pięć i niespełna dwa... Tematyka dziecięca towarzyszy mi każdego dnia... O wiele więcej ze spotkania mogły wynieść młode mamy, lub panie dopiero oczekujące pierwszego dziecka... Na sali wypatrzyłam jednego przyszłego tatusia...

"Podczas spotkań nie udzielamy gotowych recept na „dobre wychowanie”. Musimy pamiętać, że każde dziecko jest inne oraz nie istnieje jeden, słuszny model bycia mamą, czy tatą – zaznacza Małgorzata Burda - Orłowska. Podczas konferencji rodzice mogą wyrobić sobie własny pogląd na karmienie piersią, chustonoszenie, szczepienia dzieci czy masaż niemowląt. Nie narzucamy poglądów, a skłaniamy do myślenia. "

 PROGRAM 
  1. Mleko mamy to więcej niż pokarm - dr Jarosław Woliński, Fundacja Bank Mleka Kobiecego 
  2. Szczepienia dzieci – ważna sprawa – dr Ewa Augustynowicz, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego- PZH 
  3. Mamo, tato, co Ty na to? O opiece, pielęgnacji i rozwoju małego dziecka - Paweł Zawitkowski, fizjoterapeuta 
  4. Przygotowanie do porodu, poród rodzinny – Małgorzata Borecka, doula, prezes Stowarzyszenia DOULA w Polsce 
  5. Odżywianie przyszłej i karmiącej mamy - dr Katarzyna Okręglicka, dietetyk, Warszawski Uniwersytet Medyczny






Część o szczepieniach przemilczę. Idealistyczna... i bardzo stronnicza.


Furorę wśród zgromadzonych  robił Paweł Zawitkowski, oblegany, rozrywany... doradzał, rozdawał autografy... w końcu wiem czemu jest przeciwnikiem jazdy na rowerze z dzieckiem:) A niska frekwencja dała mi możliwość prywatnej konsultacji i po spotkaniu zakupuję piłkę gimnastyczną i mam plan zabaw ruchowych z Vi.



Na konferencję poszłam głównie posłuchać pani Małgorzaty Boreckiej. To jedna z mądrzejszych i piękniejszych kobiet jakie spotkałam na swej drodze macierzyństwa. Inspiruje mnie i im dłużej jej słucham tym mocniej się zastanawiam... Gdzieś tam, głęboko we mnie, bardzo nieśmiało kiełkuje chęć zostania doulą... Kto wie, może jakbym 10 lat temu słyszała o doulach moje życie zupełnie inaczej by się potoczyło... Może kiedyś zrobię szkolenie... ziarno zasiane...



A Wy uczestniczycie w tego typu spotkaniach, czy czepiam się tej niskiej frekwencji?

0 komentarze :

life lately


To był mój tydzień... Pierwszy raz od bardzo dawna moje potrzeby i plany wysunęły się na pierwszy plan. Nawet podstępna wysypka bostońska ich nie pokrzyżowała, choć morale matki ucierpiało. Oswajam Warszawę jak Mały Książę, czekam na wiosnę jak na Godota... Czas płynie. Anna po drugiej stronie lustra starzeje się, kurczy przygniatana codziennością... 


0 komentarze :

zupa krem z pora

Por posiada naturalne właściwości lecznicze i odżywcze. Jest bogatym źródłem witaminy A, C, E i B6 oraz potasu, wapnia, fosforu, magnezu i kwasu foliowego. Bardzo dobrze wpływa na układ odpornościowy i oddechowy, ma także właściwości bakteriobójcze. Dzięki wysokiej zawartości żelaza zaleca się go w leczeniu niedokrwistości. Por ma właściwości obniżające poziom złego cholesterolu, jednocześnie zwiększając poziom tego dobrego. Uwielbiam sałatkę z pora i jajka, cenię, go za walory smakowe... dziś przepis na prostą zupę krem 


składniki: 
  • 1,5 l bulionu 
  • 3-4 pory 
  •  3 ziemniaki 
  • cebula 
  • 2 ząbki czosnku 
  • masło 
  • sól  i świeżo zmielony pieprz 
  • śmieta 
  • gałka muszkatałowa 
  • łyżka mąki



Bulion przygotowałam wcześniej z mrożonej włoszczyzny z babcinego ogródka z łyżką stołową oliwy z oliwek. Pory i cebulę kroimy w piórka, ziemniaki na mniejsze kawałki. Podsmażamy na maśle, pod koniec szklenia podsypujemy łyżką mąki. Przekładamy do garnka, zalewamy ciepłym bulionem i powolutku gotujemy,aż ziemniaki zmiękną. Doprawiamy do smaku, zabielamy śmietaną. Teoretycznie pani Magda Gessler odradza blenderowanie na ciepło, bo podobno ostrza się tępią, ale u mnie zawsze jest akcja na gorąco. Zupę podajemy z grzankami.



Smacznego !

0 komentarze :

Temat mlekiem płynący


Karmienie piersią kontra mlekiem modyfikowanym wojna może nie stara jak świat, ale jakże trendy. Temat pożywka dla hejterów i anonimowych przepychanek w wirtualnej przestrzeni... w środki tego zamieszania dziecko, jego dobro... i matka pozostawiona sama sobie.  Brak wsparcia laktacyjnego, uboga wiedza pediatrów, którzy o karmieniu piersią wiedzą tyle co im żona powiedziała, albo ile w przypadku kobiet wyniosły z własnego doświadczenia... Większość kobiet wychodząc ze szpitala karmi piersią, chce karmić... na przełomie 2 i 3 miesiąca życia rezygnuje. Idzie do sklepu kupuje piękne butelki i wydaje fortunę na mleko modyfikowane, aromat identyczny z naturalnym. Życie pisze rożne scenariusze nie ma matek lepszych i gorszych ze względu na rodzaj karmienia dziecka. Matka karmiąca butelką nie jest gorsza, ale nie oszukujmy się mleko matki jest lepsze niż sztuczny biały proszek. Do karmienia piersią potrzebna jest mama i dziecko. Reklamy kłamią mleko modyfikowane nie jest jak mleko matki... ale kto dziś wierzy reklamom? Podświadomie przyswajamy informacje, którymi jesteśmy bombardowani- kolorowa prasa dla rodziców, telewizja, uśmiechnięte mamy, piękne butelki, gadżety do karmienia. Mleko modyfikowane ma dobry pijar. Liczby mówią same za siebie... niestety taniej jest kupić zapas mleczka na oddział noworodkowy niż zapewnić wsparcie laktacyjne. 

Karmiłam mieszanie. Do 6 miesiąca walczyłam o utrzymanie karmienia naturalnego... przegrałam z czynnikami zdrowotnymi i prywatnymi stresami... ale nie jestem fanką mm. Moje dzieci dostawały mleka roślinne, zbożowe, moje dzieci od 3 msc życia ząbkowały więc gdy miały pół roku miały rozszerzona dietę i jadły stałe pokarmy... Na mleko się wypięły wolały pić wodę. U nas wszystko ułożyło się w logiczną całość. Karmiłam piersią pół roku... nie dlatego, że WHO tak zaleca, nie dlatego, że długie karmienie jest niewygodne, czy obsceniczne, ale dlatego, że taka jest nasza mleczna droga...


Mama wie najlepiej, co jest dobre dla jej dziecka, czuje intuicyjnie kierowaną miłością. Ale każdy potrzebuje wsparcia i pomocy. Wierzę, że dobry marketing, łatwiejszy dostęp do doradców laktacyjnych i karmienie piersią mogłoby być trendy. Tańsze, zdrowsze, wygodniejsze... Naturalne dla nas, bo jesteśmy ssakami. Nie wynajmujemy inkubatora na 9 miesięcy by wyhodować dziecko więc czemu chcemy zamienić cycki na butelki? Każdy kij ma dwa końce i ważne jest zrozumienie i wzajemny szacunek. Nie lubię terroru w żadnej postaci... Jadąc na konferencję medeli bałam się linczu, choć na etapie zaproszenia zaznaczyłam, że karmiłam mieszanie... i może własnie dlatego, że tak się ułożyła moja historia mam wiele zrozumienia dla cudzych wyborów, może dlatego doceniam wagę doradztwa... Rozumiem wolność wyboru matek, ale nie rozumiem, braku edukacji lekarzy, oszczędzania na zdrowiu, czy pozostawienia matek samych sobie. Ile z Was usłyszało, że dziecko źle ssie, nie odpowiednio chwyta sutek i karmienie jest nieefektywne? Albo, że dziecko nie przybiera na wadze i trzeba podać mieszankę? Czy, że nie trawienie laktozy jest normą i trzeba odstawić od piersi? Większość moich koleżanek podniosłaby rękę do góry... Pediatra potrafił Wam pomóc przystawić dziecko do piersi? Położna sprawdziła jak Wam idzie karmienie? Matki są tylko ludźmi.  Dziecko to dla nich nowa sytuacja, w której i tak ciężko bywa się odnaleźć... Stres, zmęczenie, bezradność i ogrom miłości... ale personel medyczny powinien być wykształcony i służyć pomocą... No nikt mi nie powie, że lekarz nie musi się kształcić w temacie. Są standardy opieki okołoporodowej są mali pacjenci ich matki. Nie potrzebujemy kolorowych broszurek z próbkami tylko rzetelnej wiedzy, informacji i wsparcia.


0 komentarze :

Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania



"A więc będziecie mieli dziecko. Gratulacje. A może to przyjaciołom urodzi się dzidziuś? To wspaniale. Myślicie sobie, że jest pięknie. I macie rację. Myślicie sobie, że wasze życie się zmieni - macie rację. Marzycie o życiu jak z obrazka w piśmie ilustrowanym: wy zrelaksowani, a uśmiechnięty maluszek rozkosznie gaworzy - no cóż, to nie do końca prawda. Sądzicie, że wasze życie się nie zmieni? Nic bardziej błędnego. Wasze małżeństwo przewróci się do góry nogami, zaczną się kłopoty w pracy i będziecie zmęczeni tak jak nigdy, i być może jedno z was zwariuje."


Gdy oczekujemy dziecka snujemy plany... pełni entuzjazmu kompletujemy wyprawkę, czytamy mądre poradniki o wychowaniu dzieci... Nasze dziecko będzie najmądrzejsze, najgrzeczniejsze, najpiękniejsze... i na pewno nie będzie sprawiać problemów, bo to by oznaczało, że podmienili je w szpitalu... Cóż pojawienie się dziecka i tak wywraca nasze życie do góry nogami, a życie szybko weryfikuje naszą idealistyczną wizję macierzyństwa czy tacierzyństwa:) Tu nie da się przewidzieć i zaplanować, jest za to bardzo duży współczynnik przypadkowości i złośliwości... Bycie rodzicem, to zdecydowanie ambiwalentny stan... Dlatego czasem warto spojrzeć z dystansem, nauczyć śmiać się z samych siebie... Rodzic dla higieny i zdrowia psychicznego musi mieć poczucie humoru... 

Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania Leszka Talko, to świetny antyporadnik dla rodziców. Pełen humoru i zdrowego dystansu... poradnik z ironią, a nawet nie-poradnik czy też bez-radnik statycznych polskich mam i tatusiów. Przedstawia radości i problemy wynikające z "posiadania potomstwa", uczy być rodzicem, tak po prostu:)  Nieidealnym rodzicem nieidealnych dzieci w nieidealnej rodzinie:) Uczy jak przetrwać i nie zwariować. Książka napisana z wielkim humorem, przedstawiająca prawdziwe sytuacje z życia rodzica... bez zbędnej literackiej fikcji. Bez owijania w bawełnę. Napisany przez mężczyznę wywołuje uśmiech na twarzy. To ten typ poczucia humoru, który do mnie przemawia... a i tematyka mi znana, więc w końcu "żarty" rozumiem. Leszek Talko - tata z krwi i kości. Na ponad 400 stronach opisuje swoje przeżycia tworząc niejako dziennik z życia rodziców. Opisuje, z przymrużeniem oka, swoje doświadczenia, jako rodzica. Przerysowuje, ironizuje, dobitnie obrazuje blaski i cienie... Dogadałby się z Matką Sanepid, i mógłby rozweselić trochę antologię Macierzyństwo bez Lukru. Nie do końca wpisuje się w moją wizję, czy matczyną filozofią... ale śmiech, to dobry bufor emocji... A rodzice muszą nauczyć się śmiać, do treści należy podchodzić z dystansem i sporą dozą pobłażliwości... 




konkurs
Jeżeli chcielibyście przeczytać anty-poradnik Leszka Talko zapraszam do konkursu.Plebiscyt na najlepszą poradę, a może anty-poradę pt:  Rada dla rodziców- jak wychować dziecko i nie zwariować? Na krótkie i humorystyczne odpowiedzi czekam w komentarzach pod tym postem.

Mam dla WAS, mały prezent. Kod rabatowy klimaty40, który należy wpisać na tej stronie http://www.znak.com.pl/specjalna,oferta,landing_dziecieceklimaty . Wówczas przy zakupach na znak.com.pl za minimum 100 zł zostanie odcięte 40 zł. Kod jest ważny od dzisiaj do 26 marca 2014 r.

0 komentarze :

Przedwiośnie


Czyżby wiosna? Czasem, gdy słońce budzi mnie o poranku wydaje mi się, że to już... Gdy budzą mnie słoneczne promienie, a nie mrożąca amplituda temperatur, gdy piec wygasa... Gdy wieczorem chwyta przymrozek rozkładam ręce... Do Przedwiośnia  Żeromskiego nie pałałam entuzjazmem... miejskie przedwiośnie pachnie roztopową kupą na trawniku, widać jak na dłoni, którzy dumni posiadacze czworonożnych pupili sprzątali odchody po swoim piesku... Niemniej w mieście szybciej wiosna jest... roztopy spływają do studzienek, MPO zamiecie resztki zimy i rozłoży zielony dywan... Wiejskie przedwiośnie błotnym SPA jest... Zapach rześki, błoto po pas... ale zawsze można facjatę wystawić na pierwsze promyki słońca. Gumaki czas wyjąć i ruszyć na spotkanie wiosny. Przewietrzyć zakiszone przez zimowy czas ciała... W markecie kupić wiosenne kwiaty w promocyjnej cenie i wydreptać ścieżkę do lata...








0 komentarze :

Jego historia...

Kiedyś myślałam, że mam pecha do wątpliwej przyjemności monologów "podejrzanych elementów" prowadzonych w kierunku mojej osoby... Pusty autobus, miejsca siedzące do wyboru do koloru i pan"żul" obiera mnie na celownik... Kiedyś miałam inne podejście... Dziś słucham historii, milczącym uśmiechem, miarowym przytaknięciem zapraszam nieznajomego do uchylenia rąbka tajemnicy... Doceniam każdą poznaną historię...


5:45 sobota... Pan Waldemar W. ( dodajmy W, żeby był taki rodzimy koloryt, skojarzenie konkubenta o lekkim zabarwieniu kryminalnym) podpytuje jaki dzień tygodnia. Liczy na palcach, że od trzech dni baluje, czas do domu wracać... Domu... On nie ma domu. Siostrunia go przenocuje i ciepłą zupkę ugotuje, rosołek z kluseczkami, z prawdziwej wiejskiej kury i z lubczykiem... Jak odpocznie dalej ruszy w drogę, bo miejsca on długo nie zagrzeje... On ma naturę podróżniczą. Pan Waldemar W. jest spawaczem, pochodzi ze Śląska, ale za głosem serca przybył na warmińskie ziemie. 

Brudny, niedomyty skropiony esencją perfum życia- mieszanką potu, brudu, moczu, alkoholu... Odór przytłaczający... Ale świadomy tego pan Waldemar W. szanuje moja przestrzeń, zachowuje kulturalny dystans i raz za razem upewnia się czy nie gniewam się, że opowiada mi swoją historię. Nawet nie wygląda tak źle... całkiem dobre buty, zielone, poplamione spodnie, obszerna kurtka z puszką Wojaka w kieszeni, zarost jak u św Mikołaja, ładna cera, papierosy za uszami, spuchnięte dłonie, pełne spokoju oczy... Sypie nazwiskami jak z rękawa. Z wielu pieców jadł chleb, wiele ma znajomości, dlatego samotność mu nie straszna i czyste ma papiery. Zna szpiegów, polityków, artystów, policjantów i papieża nawet znał. Nie należał nigdy do żadnej partii, bo w gównie on się nie babra i on szanuje ludzi. Nigdy nie kradł, woli być głodny, bo kradzieży się brzydzi...  Matula nauczyła go lepić pierogi...

Od słowa do słowa wiem, że najważniejsza dla pana Waldemara W. jest harmonia... Żyje w równowadze pół roku spawa w Anglii u krewnego w warsztacie, pół roku przepija, co na Wyspach zarobił... Lubi mieć coś z życia, a życie to bal i on tańczy od zmierzchu do świtu. Jest wolny... Gdyby nie był trochę schorowany, to by mnie zaprosił na randkę... ale serce ma sfatygowane... Nie ma dzieci, ale jak odwiedza siostrunię, która raz ma lat naście raz kilkadziesiąt, raz jest starą panną zaraz mężatką, kupuje dla jej dzieci lizaki. Opowiada dzieciom o murzynku Bambo i śpiewa o żabce... zawsze chciał mieć dzieci, dobrze pieścił kobiety, ale potomka się nie doczekał... Jest flow, freestyle, ale cała wypowiedź nie łączy się w logiczną całość... Średnio kupy się trzyma, choć nie myślcie, że jest pijackim bełkotem...

Z drugiej strony kim jestem, by podważać autentyczność jego historii? Słucham opowieści jego życia niegrzecznie jest wyłapywać nieścisłości i insynuować, że pan Waldemar W., który brzydzi się kradzieży mógłby mnie okłamać... 6.00 w telegraficznym skrócie poznałam jego historię niestety bus podjechał, Waldemar W. wsiada ja wciąż czekam... Dokończy swoją opowieść komuś innemu, komuś, kto może nie być uśmiechnięty i przytakujący, bo doznania olfaktoryczne współtowarzyszy podróży, w małym busie, do najprzyjemniejszych należeć nie będą... On jedzie do ciepłego łóżka u siostruni, ja za chwilę wsiadam do autobusu do Warszawy. On jest wolny, ja już tęsknię to bliskich, choć jeszcze na dobre nie wyjechałam...

Dojeżdżam do Olsztyna, mijam dworzec... Pan Waldemar W. już śpi... na łożu trawnika... śpi... pewnie ciepłe łóżko mu się śni... Unosi się zapach zapiekanek... szkoda, że nie ciepłej zupy siostruni, o której tak marzył... o której tak opowiadał, że czułam jej smak w ustach... Prawdziwy człowiek, prawdziwa historia, scenariusz napisało życie... Wciąż zastanawiam się, czy się wyspał zanim go straż miejska przepędziła, czy opryszki nie okradły go z drobnych na lizaki... bo to taka dobra dusza, taki poczciwy ten pan Waldemar W. był...

0 komentarze :

Wysypka bostońska. Halo Boston, mamy problem!

No to padła dziś diagnoza mamy bostonkę, nie mylić z ospą.


Wysypka bostońska, zwana także zespołem dłoni, stóp i ust jest chorobą wirusową. Wywołuje ją wirus Coxsckie A16 – ten sam, który powoduje wirusowe zapalenie jamy ustnej. Lekarze nazywają wysypkę bostońską chorobą piaskownicy, dlatego że zarazić się bostonką można w dużych skupiskach dzieci. Ryzyko zarażenia jest bardzo duże, prawie 90%. Moje dzieci zaraziły się najprawdopodobniej w salonie zabaw, bo na tydzień przed wysępieniem gorączki ( pierwszego objawu) świętowały urodziny koleżanki. To czy choroba się rozwinie, zależy indywidualnej odporności. Okres inkubacji, czyli od zarażenia się do momentu pojawienia się pierwszych objawów, to: ok. 3 do 7 dni. Jej pierwszy objaw to gorączka, a 1-2 dni po - charakterystyczna dla bostonki wysypka. Wstępna diagnoza nie jest łatwa, bo objawy są podobne do przeziębienia, ospałość, gorączka, nudności. Następnie gdy pojawi się wysypka, łatwo pomylić ją z ospą. Charakterystyczne jest występowanie zmian skórnych na rączkach, nogach i buzi, błonie śluzowej policzków, podniebieniu i języku, rzadko wysypane jest całe ciało ( jak w przypadku ospy). Bostonka przenosi się przez mocz, kał i ślinę. Wystarczy czy zakażone dziecko kichnie, albo dotknie zabawkę i może zrazić innych.  Bostonkę leczy się objawowo. Jest męcząca dla dziecka- wysoka gorączka i brak apetytu, rozdrażnienie, bolesne krostki... Wysypka bostońska utrzymuje się 7-10 dni. Ustępuje sama.


Igor gorączkował 3 dni, zbijaliśmy gorączkę i podawaliśmy syropy z ibuprofenem, 3ego dnia pojawiły się pojedyncze krostki. 4ego dnia wysypka się nasiliła. Zmiany skórne ma przemywane octeniseptem i na dłoniach smarowane fenistilem w żelu, żeby nie rozdrapywał krostek. Dziś  6 dzień i wszystko ładnie się goi, tylko apetytu wciąż brak. Pediatra pochwaliła przemywanie zmian skórnych octeniseptem i zasugerowała posmarowanie stópek, które się pocą clotrimazolem, aby wyeliminować ryzyko grzybicy, która mogłaby się rozwinąć, jako następstwo bostonki. U Viki choroba przebiega bardzo łagodnie, miała gorączkę, narzeka na ból gardła, na ciele pojawiło się kilka krostek.

Było dużo strachu, ale wszystko ładnie się goi i mam nadzieję, że na dniach dzieciaki odzyskają siły

0 komentarze :

Matczyne rozterki

Podejmowanie decyzji nie jest moją mocną stroną... Analizuję, tworzę w głowie scenariusze, wizje najczarniejsze z kruczoczarnych... Zabezpieczam się wizją najgorszą, żeby potem mile się zaskoczyć, a nie niemile rozczarować. Nie lubię podejmować ryzyka zwłaszcza, gdy dylemat dotyczy moich własnych i prywatnych dzieci. Bo ja jak ja., duża jestem, tyłek ma twardy... ale Vi i Igor, to insza inszość im chciałbym oszczędzić wszelkich przykrości, trudności... Ich dobro stawiam ponad swoje. Kładę na szali moje potrzeby i okazuje się, ze ma matczyna waga ugina się pod ciężarem dzieci... Sama sobie zawyżam sobie poprzeczkę, szukam problemów, gdzie ich nie ma...


I choć wiem, że nie jestem niezastąpiona, że pan tata ma dwie ręce i krzywdy własnym dzieciom nie zrobi, w obliczu choroby moich małych potworów gotowa byłam rzucić wszystkie plany i siedzieć z nimi czekając na ospę, bostonkę, czy inne wirusowe cholerstwo. Kobieca intuicja, matczyne przeczucia w myśl zasady jak nie urok, to sraczka... wiedziałam, że to któraś z tych wirusowych opcji zaatakowała moje dzieci i postawiła pod znakiem zapytania wszystkie moje weekendowe plany. Spakowana, od tygodni podekscytowana, jedną nogą w Warszawie, drugą na ostrym dyżurze... Mąż z politowaniem patrzył jak funduję dzieciom wycieczkę na pogotowie wieczorową porą, lekarz pierwszego kontaktu z politowaniem sugerował, że krostek szukam na siłę...

Wiedziałam, że dzieci zostawiam pod dobra opieką, wiedziałam, że do poniedziałku nic nie zrobię, bo muszę czekać, co "się wykluje", przygotowałam prowiant jak dla wojska, choć u dzieci chorobowy brak apetytu, naszykowałam octenisept, fenistil. leki przeciwgorączkowe i przeciwbólowe... Mamę Makówkę podpytałam o ospę, Hafiję o bostonkę, zrobiłam doktorat z chorób wirusowych u wujka google... Typowa matka...

Czułam się złą, wyrodną, matką, co to myśli tylko o sobie, tyłek do Warszawy wozi, a dzieci w domu chore. Bałam się czy pan tata da sobie radę, chociaż tak naprawdę wiedziałam, że da sobie radę i wiedziałam, że ja nieraz zostawałam sama z dwójką chorych dzieci... Bezsensowna babska logika nakrapiana strachem... idiotycznym przekonaniem o niezastąpioności i masochistyczną saytsfakcją z bycia potrzebną za wszelką cenę.

Szukałam aprobaty, potwierdzenia słuszności decyzji, tłumaczyłam się przed sobą, innymi... No wariatka... Tylko pan tata powtarzał " kobieto wyluzuj". My matki chyba tak mamy... Pojechałam, cały weekend spędziłam przed messengerem czekając, na wieści z domowego frontu od pana taty, dwa razy chciałam bilet przebukowywać, żeby wcześniej wrócić...

Wchodzę wczoraj wieczorem do domu pan tata ogląda z dziećmi bajki, wszyscy uśmiechnięci... Igor biegnie mi na powitanie, Vi mówi: Tęskniłam mamo... ale fajnie było wiesz? Igor jest chory, tata mówi, że ja też. Dlatego wylegiwaliśmy się w łóżku i oglądaliśmy cały dzień bajki! 

Dali radę? Dali, a po co ja traciłam tyle energii na zamartwianie? Po co tworzyłam czarne wizje i męczyłam tatę telefonami kontrolnymi? Nie mam pojęcia... A jak dziś pediatra pochwaliła tatę, za przemywanie krostek octeniseptem, to aż mi się głupio zrobiło... Znacie to? Tez świrujecie, gdy macie zostawić dzieci "same"?

0 komentarze :

Dziecięca Logika

Logika... moja zmora na studiach i obiektywnie rzecz biorąc, chyba zmora mojego życia... bo z logiką zdecydowanie mam problemy stawiając serce nad rozumem i dodając współczynnik emocjonalny do każdego ciągu przyczynowo-skutkowego:)


Logiczne myślenie oznacza rozumowanie na podstawie zgromadzonej wiedzy, czyli tego co wiemy, oraz na podstawie faktów, które potrafimy udowodnić... Dziecko logiki uczy się na co dzień, poznając związki przyczynowo-skutkowe, koduje informacje, wyciąga wnioski. Uczy się przewidywać skutki swoich działań dedukuje. Bez wątpienia jedną z najskuteczniejszych metod uczenia się przez człowieka jest doświadczenie. Po za logiką codzienności, można gimnastykować umysł malucha układaniem puzzli, planszowymi grami logicznymi... albo na poziomie przedszkolaka bardzo lubianymi zagadkami i zadaniami typu znajdź różnicę,  odszukaj niepasujący element... Rozumowanie to także umiejętność do logicznego wnioskowania. Polega ono na tym, że na podstawie przedstawionych przesłanek potrafimy wywnioskować, wydedukować prawdziwe stwierdzenia. Logiczne myślenie to rodzaj myślenia używany podczas grania w gry planszowe, gdzie panują określone zasady, oraz podczas rozwiązywania zagadek, dla których istnieje odpowiedź. Myślenie jest złożoną umiejętnością, wymagającą sprawnej uwagi, pamięci, opartą na inteligencji, ale także na zgromadzonej dotychczas wiedzy. Vi ma niespełna 5 lat więc nasz warsztat logiczny oparłyśmy o zabawy logiczne i zadania dla najmłodszych. Wybrałyśmy zadania dostosowane do wieku córki, żeby jej nie zniechęcać zbytnia trudnością




Karty pracy do zabaw logicznych znajdziecie TU.
A inne ciekawe warsztaty logiczne tam:



0 komentarze :

Life lately...


„Im więcej człowiek wie o sobie w kontekście wielości doświadczeń, tym większa jego szansa by nieoczekiwanie, pewnego pięknego poranka, móc zdać sobie sprawę z tego, kim on w istocie jest – czy raczej Kim „on” w Istocie Jest .” Aldous Huxley

0 komentarze :

Ciemna strona macierzyństwa

Nie wiele jest zrozumienia dla matki. Jesteśmy albo „matkami polkami”, albo „cierpiętnicami”... Media serwują nam na śniadanie lukrowaną wizję macierzyństwa z filiżanką Wiśniewskiego na przepitkę... Kocham moje dzieci, naprawdę... Ale czasem mam dośc i wyć mi się chce... Każdy czasem ma po dziurki w nosie, musi odpocząć zdystansować się... tylko matka średnio może rzucić dziecko w cholerę ( no chyba, że wyślizgnie jej się z kocyka i w tedy matka nie ma zmartwień, bo zostaje kryminalną celebrytką). Macierzyństwo to nie tylko słodkie westchnienia, tupot małych stópek o poranku i laurki na Dzień Matki. Każdy kij ma dwa końca, każdy medal ma dwie strony... Żłobków i przedszkoli brak, durna reforma szkolnictwa goni durniejszą, pieniędzy brak, perspektyw brak... a Matka Polka uśmiechnięta ma w wykrochmalonej białej bluzeczce wprowadzać dziecku do menu  marchewkę i czekać na męża, który robi 12godzin dziennie za średnią krajową ...

Co tak naprawdę czują współczesne matki? "...wydaje się, że to przede wszystkim niepewność i obawy oraz poczucie winy są jednymi z najważniejszych i podstawowych doznań konstruujących macierzyństwo. Tymczasem, w mediach bycie matką często jest ukazywane jako doświadczenie radosne, dające przede wszystkim satysfakcję, wzruszenia i dużo szczęścia. Taka wizja macierzyństwa wspierana jest przez zdjęcia matek-celebrytek prezentujących urocze niemowlaki oraz zadbane figury „jak sprzed ciąży” zaledwie dwa tygodnie po porodzie. Z drugiej jednak strony, w mediach pojawiają się także przekazy, zgodnie z którymi macierzyństwo to przede wszystkim ciężka, w dodatku dość niewdzięczna praca, a jednymi z często odczuwanych przez matki stanów są bezradność, zniecierpliwienie i irytacja."



„Ciemna strona macierzyństwa. O niepokojach współczesnych matek”, to raport, który liczy sobie 120 stron i porusza różne kwestie - przedstawia wyniki badań jakościowych, porusza sprawy rodzinne, społeczne, zdrowotne, zahacza o rynek pracy. Nie zabrakło tematu presji społecznych i medialnych. Opracowany został pod kierunkiem dr Małgorzaty Sikorskiej, socjolog Uniwersytetu Warszawskiego, na zlecenie firmy AXA. Celem raportu było pokazanie zmiany sytuacji kobiet, jaka nastąpiła w polskim społeczeństwie i gospodarce w ciągu ostatnich pięciu lat, znajdziemy w nim wiele ciekawych statystyk i analiz. Wiadomo, że matki martwią się wszystkim: zdrowiem dziecka, jego szczęściem, tym, czy je dobrze wychowuje i czy postępuje tak, jak powinna. Denerwują nas życzliwi doradcy, którzy zjedli wszystkie rozumy, choć dzieci są na naszej głowie nasz autorytet jest na każdym kroku podważany. Matki nie maja lekko, odczuwają ogromny konflikt ról, nie potrafią sprostać wyidealizowanej wizji kreowanej przez media i to je frustruje.

Na uwagę zasługuje analiza matek na rynku pracy i wnioski z niej płynące. „Zarówno sytuacja matek pracujących, jak i niepracujących nie jest łatwa. (…) Jednak – być może paradoksalnie – wydaje się, że matkom pracującym jest łatwiej. Choć oprócz obowiązków domowych mają także do wykonania prace zawodową, to jednak niweluje ona poczucie izolacji i odcięcia od świata ludzi dorosłych, daje „odskocznię” od codziennej rutyny z dzieckiem, a także może powodować, że czują się dumne, z tego że ze wszystkim sobie radzą. (…) Praca – mimo stresów i zmęczenia, które często generuje oraz mimo tego, że zabiera cenne godziny z nierozciągliwej doby – może więc być dla matek sposobem na lepsze samopoczucie w macierzyństwie.”

Raport jest ciekawy i choć powstał półtora roku temu wciąż aktualny. Zabrakło w nim tematów nie wygodnych np. niepełnosprawności, ale polecam lekturę

0 komentarze :

Trójka dzieciom. Baśnie


Z okazji 50-lecia Programu Trzeciego i Dnia Dziecka dziennikarze radiowej Trójki: Wojciech Mann, Baszka Marcinik, Artur Andrus, Marek Niedźwiecki, Marcin Łukawski, Kuba Strzyczkowski, Agnieszka Szydłowska, Małgorzata Maliborska, Piotr Stelmach, Michał Olszański, Piotr Baron i Magda Jethon zdradzają, dlaczego baśnie, które wybrali, zrobiły na nich takie wrażenie i dlaczego warto, by także i dziś dzieci je czytały. Dow­cipne uza­sad­nienia bajkowych wyborów, garść dotąd niewy­jaw­ionych wspom­nień Tak powstał niezwykły wybór najpiękniejszych baśni braci Grimm i Hansa Christiana Andersena. Piękna szata graficzna, solidna oprawa, przystępna cena. Baśnie wszystkim znane, wiele razy wydawane... ale historia Kopciuszka nas zaskoczyła... Tej wersji bajki z Vi nie znałyśmy:) Wśród czternastu polecanych baśni są między innymi: „Królowa Śniegu", „Brzydkie Kaczątko", „Jaś i Małgosia", a także „Czerwony Kapturek", „Księżniczka na ziarnku grochu" i „Kopciuszek". Miło odkryć je na nowo z dziennikarzami Trójki. Łezka się w oku kręci... Dzięki książce wydanej przez Wydawnictwo Znak my, dorośli, mamy szansę znów odkryć te ukochane baśnie dzieciństwa, a nasze dzieci wyruszyć w tę podróż z nami. Trójka zachęca do rodzinnego czytania, pokoleniowej wyprawy do świata baśni



Niech świat baśni, który pokochały „głosy” radiowej Trójki, zauroczy też Wasze dzieciaki!

0 komentarze :